Łukasz Wójcik-Zawierucha

Łukasz Wójcik-Zawierucha

O Łukaszu…

lukasz.wojcik.zawierucha@siach.pl

O takich jak on ludziach mawia się zwykle, że skupiają w sobie wiele talentów. Bo przecież zawsze myślał o aktorstwie w teatrze muzycznym, estradę miał nie w pogardzie, ale szczerze do niej tęsknił, a jednocześnie sprawdziłby się świetnie w repertuarze stricte dramatycznym, czego wielokrotnie dawał wyraz. Komedia? Proszę bardzo, w niej także czuje się doskonale, tyle tylko, że w jego wydaniu komizm nie zasadza się na powierzchowności, ale zdolności do błyskawicznego przeistaczania, a pod efektownymi nieraz metamorfozami czai się zwykle drugie, poważniejsze, nasycone egzystencjalnym niepokojem dno.

Można powiedzieć o nim również, że jest śpiewakiem, dokładniej rzecz biorąc aktorem – śpiewakiem, tak stoi nawet w internetowych biogramach. Skali swego głosy dowodził wielokrotnie, najpierw w Teatrze Muzycznym im. Danuty Baduszkowej w Gdyni, potem już – na pełnej petardzie – we wrocławskim Capitolu.

Wreszcie można, a nawet trzeba mówić o Łukaszu Wójciku-Zawierusze, że to człowiek orkiestra. Na początku traktując to określenie najdosłowniej jak można – w końcu jest multiinstrumentalistą, facetem, który wciąż doskonali posiadane umiejętności i zdobywa nowe, szczególnie gdy idzie o muzykę. Sam się nie przyzna, ale można zaryzykować, nie obawiając się utraty oszczędności – ma słuch absolutny. Słyszy wszystko – każdy najmniejszy dźwięk, szmer albo zgrzyt. I wszystko, co usłyszy, staje się dla niego muzyką, a ściślej mówiąc fascynującą ścieżką dźwiękową życia, tę z kolei można przetransponować na potrzeby teatru. Dlatego ostatnio czas spędza przede wszystkim w studiu, komponując, zatem szukając dźwięków do teatru i układając je w nieoczywiste, zaskakujące konstelacje.

A przy tym Łukasz Wójcik-Zawierucha sam o sobie tego wszystkiego by nie powiedział. Nie to, że mówić nie lubi. Nawet nie to, że nie lubi opowiadać o sobie. Po prostu może rozprawiać długo o swych artystycznych poszukiwaniach, może zapalać się do poszczególnych tematów, ale żeby doceniać samego siebie i widzieć w sobie twórcę najpoważniejszego kalibru – to nigdy. Łukasz jest bowiem kwintesencją skromności. Trzyma się na drugim planie, chociaż jest przecież organizacyjnym wielu, teraz fundacyjnych, przedsięwzięć. W sprawach spektaklu, gdy idzie o muzykę, jest gotów iść na noże, a potem pierwszy wyciągnąć rękę na dalszą drogę. Wie o tym choćby Agata Duda-Gracz, która nie wyobraża sobie dziś żadnej swojej inscenizacji bez muzyki Łukasza, a ściślej mówiąc, bez dzielenia podróży, jaką jest każda podejmowana przez nich praca.

Choć jak powiedzieliśmy Łukasz Wójcik- Zawierucha dzieli dziś czas i siebie pomiędzy muzykę oraz teatr, nie ma wątpliwości – muzyka była pierwsza i od tej pory stanowiła życiowy drogowskaz, jakoś – dla niego samego chyba nieświadomie – go prowadziła. Zaczęła się bowiem, gdy miał lat pięć i dostał od ojca pierwszą gitarę. Rzecz działa się w Koszalinie, skąd pochodzi i gdzie przeżywał dzieciństwo i młodość. I w niej też była muzyka – udział w zespołach, dyskusje o ulubionych wykonawcach, niby to samo, co przeżywa się pod każdą, także polską szerokością geograficzną, ale jakoś tak bardziej intensywnie. W każdym bądź razie przyszły kompozytor, aktor i śpiewak od muzyki uwalniać się już wtedy nie chciał, bowiem traktował ją jak motor napędowy wszystkich życiowych, jakże gorących wówczas poszukiwań.

Nie miał za to najmniejszych problemów z uwalnianiem się od teatru. Naprawdę poszedł do teatru, gdy dostał się do Studium przy Teatrze Muzycznym w Gdyni. Wcześniej był tam może raz i na dobre się zraził – do tego stopnia, że nawet nie pamięta tytułu. Zapewne była to jakaś koszmarna bajka, a nad sceną unosił się duszący zapach naftaliny. Dokładnie to, czego i dziś Łukasz chronicznie nienawidzi. Może jeszcze dopadła go Zemsta – i już wiedział, jak wygląda teatr lektur szkolnych jak z najbardziej koszmarnych snów.

Przeszedł przez punkt obowiązkowy, czyli szkolne konkursy recytatorskie, a skoro od początku pociągały go muzyka i estrada, od początku zdecydował się na szkołę kształcącą właśnie w tym kierunku, a w tamtych czasach – na przełomie tysiącleci – nie było o taką łatwo. Wybrał więc Studium przy Teatrze Muzycznym w Gdyni i nigdy swego wyboru nie żałował. Już na pierwszym roku mógł poczuć dotyk i smak sceny, od początku połknął bakcyla. Szkoła dała mu warsztat, ale i coś więcej – pokazała, że scena wymaga czułości. Do dziś wspomina to jako jedno z najważniejszych doświadczeń artystycznej inicjacji.

Zaczynał w spektaklu Muzyka Queen Roberta Skolmowskiego, grał w spektaklach dyrektora Muzycznego Macieja Korwina, ale najważniejsze było spotkanie z Wojciechem Kościelniakiem. Wystąpił u niego w Śnie nocy letniej według Szekspira, ale przełom przyszedł później. Kościelniak dostał propozycję przeprowadzki do Wrocławia i objęcia dyrekcji jeszcze Teatru Muzycznego – Operetki Wrocławskiej, a za chwilę Teatru Muzycznego Capitol. Miał przeprowadzić rewolucję na każdym poziomie – od instytucjonalnego do zmiany profilu artystycznego placówki – a Łukasz Wójcik-Zawierucha miał być tej rewolucji częścią. W doskonałym towarzystwie dodajmy, bo razem w jednym rzędzie stanęli jeszcze między innymi Cezary Studniak (też desant z Gdyni) i przyszły dyrektor Capitolu Konrad Imiela. Najważniejszy był jednak Kościelniak – nadał polskiemu musicalowi nowy sznyt i brzmienie, otwierał go na wspaniałą klasyczną literaturę, odkrywał kompozytorów i wykonawców. Cesarz polskiego musicalu – mówił po latach o nim Wójcik-Zawierucha i nie ma w tym przesady.

Przez niemal dwie dekady Capitol stał się jego domem, zna tam każdy kąt, każde miejsce przywołuje wspomnienia. Grał w najgłośniejszych produkcjach wrocławskiej sceny – w spektaklach Wojciecha Kościelniaka, Michała Zadary, Cezarego Studniaka, Konrada Imieli, Jerzego Bielunasa, Jana Klaty, Pawła Passiniego.

Niezwykły twórczy duet stworzył z Agatą Dudą-Gracz. Pracują razem od 2015, od przygotowanego w Muzeum Powstania Warszawskiego przedstawienia Ciekawa pora roku. Grał w nim i tworzył do niego muzykę. I tak pozostało, choć dziś rola Łukasza Wójcika-Zawieruchy w drużynie Agaty Dudy-Gracz jest niepomiernie większa, ale dotyczy przede wszystkim sfery muzycznej jej przedsięwzięć.

Uważa, że w życiu najważniejsze jest poszukiwanie, że nie należy bać się ryzyka ani ewentualnych pomyłek. Liczą się wyzwania, stąd współpraca z Teatrem Pieśń Kozła Grzegorza Brala, stąd – w pewnym momencie – działania z Leszkiem Możdżerem, na muzycznym polu. Dziś Łukasz Wójcik-Zawierucha jest w szczególnym momencie zachłanności na tworzenie. Gdy o to idzie, zdaje się nie dostrzegać granic.

Poznaj cały zespół

Agata Duda-Gracz

Agata Duda-Gracz

Bartosz Satala

Bartosz Satala

Cezary Studniak

Cezary Studniak